Pairing: HunHan
Rodzaj: Dramat
Rating: G
Uwagi: Pierwszy OneShot, który zdecydowałam się dodać...
tym samym witając się z wami i zapoznając was z moimi wypocinami.
~Butterfly~
Motyl wbrew pozorom jest stworzeniem
ślepym. Zaintrygowany kolorem płatków kwiatu, który obrał jako
swój cel, leci do niego nie zważając na różnego rodzaju
przeszkody. Choćby miał zmagać się z niemiłosiernym, wiosennym
wiatrem, oraz ciężkimi i ogromnymi dla niego kroplami deszczu.
Woń, która wydobywa się z rozpowszechniających ją płatków,
niesiona przez podmuch kołyszący całą łodygą rośliny, trafia
do motyla wodzonego pragnieniem. Pragnieniem tak silnym, że nie
przeszkadzają mu niepożądane dla niego czynniki biologiczne,
będące na porządku dziennym w otaczającym nas zielonym
środowisku.
Luhan właśnie taki był. Zaślepiony
pięknym blaskiem rzeczy, którą pragnął mieć, i którą pragnął
osiągnąć. To coś w rodzaju odbijającego się od lustra światła.
Promieniste cele raziły go, oślepiając i sprawiając, że dążąc
do nich gubił się w odmętach ciemności. Luhan nic nie widział.
Był ślepcem, ale nie z natury. Bóg stworzył go doskonałego.
Takiego, jakim chciałby być każdy młody człowiek w jego wieku.
Dlatego nasuwa się jedno istotne pytanie. ''Dlaczego Luhan był
ślepym motylem?''
W istotnym dla niego dniu postanowił
nauczyć się latać. Tak, był stworzeniem pierwotnie zdolnym do
latania, ale utracił ten dar. Istota doskonała nie potrzebuje
ulepszeń, chociaż z całego serca pragnie być jeszcze lepszą.
Motyl jest idealny. Posiada skrzydła, dzięki którym może wznosić
się w górę, szybując po niebie i spoglądając na monotonne życie
miasta. Widząc życie ludzi w nim żyjących i przyrody, która z
całych sił stara się przeżyć.
Jednakże nie byłby tak doskonały,
gdyby ogarnęła nim samolubność. Kiedy ktoś jest niemało
utalentowany pragnie podzielić się tym z innymi. Chce, by inni
dowiedzieli się o tym, ale z dobrych pobudek. A Luhan... Był
samolubny. Utracił swój dar. Swój talent zyskany od Boga. Znów
stał się zwykłym człowiekiem, który prymitywnie udawał istotę
Boską. ''Do czego potrzebne mi skrzydła dzięki którym nie mogę
latać? Mają być źródłem mojego wstydu, zhańbienia i bólu,
który codziennie noszę w sercu?'' - powtarzał, stojąc na krawędzi
dachu najwyższego hotelu w całym Seoulu.
Nie można winić Luhana za to, że
starał się ponownie odzyskać swój dar. Przecież mimo wszystko
jest tylko człowiekiem, istotą bezsilną... która potrzebuje
innych, by egzystować. Jak miał odzyskać moc latania? Jak miał
sprawić, by jego motyle skrzydła zatrzepotały raz jeszcze?
Chociażby raz, by sprawdzić czy są prawdziwe. By utwierdzić się
w przekonaniu, że tak naprawdę w głębi duszy nadal jest Bóstwem.
Osobą, która obdarowana została owocnym w same dobre plony,
życiem.
Kiedy wiatr zmagał na sile, jego
blond włosy kołysały się w tę i z powrotem, jakby one również
próbowały dokonać wyboru. ''Skoczyć, czy nie skoczyć'' –
wypowiadały cicho, jednak słyszalnie dla samego chłopaka. Inny
pomyślałby, że to jedynie wiatr gwiżdże swoją żałobną
piosenkę kolejnemu skoczkowi. Kolejny młody człowiek zdecydował
się targnąć na swoje życie. Wiatr nie próbował przekonywać do
zmiany wyboru. Przecież doskonale rozumie, że nasze szczęście
jest tak samo ulotne, jak jego żywiołowe podmuchy. On tylko czekał,
by zabrać się z kolejną osobą w dziki taniec, któremu towarzyszy
głośny świst ciała przecinającego powietrze.
Jeden krok wystarczył, by podjąć
decyzję, którą długo rozważał.
Tak niewiele dzieliło go od marzenia, które tlił w sobie od bardzo dawna. Luhan chciał jedynie nauczyć się latać. Tak bardzo tęskno mu było do podziwiania świata z wyższego piedestału, godnego istotom nadludzkim. Dążył do tego celu jak ślepy motyl. Odczuwał jedynie silny zapach zwycięstwa, lecz nie widział rysującego się obrazu porażki. Tak jakby przez całe swoje życie pozostawał w ciemnym pomieszczeniu, marząc o pieszczących jego ciało promieniach słońca.
Tak niewiele dzieliło go od marzenia, które tlił w sobie od bardzo dawna. Luhan chciał jedynie nauczyć się latać. Tak bardzo tęskno mu było do podziwiania świata z wyższego piedestału, godnego istotom nadludzkim. Dążył do tego celu jak ślepy motyl. Odczuwał jedynie silny zapach zwycięstwa, lecz nie widział rysującego się obrazu porażki. Tak jakby przez całe swoje życie pozostawał w ciemnym pomieszczeniu, marząc o pieszczących jego ciało promieniach słońca.
I choć ten lot miałby trwać krótko.
I choć... Bliżej miałoby mu być do ziemi, niż do nieba –
odważył się zaryzykować. Czym byłby motyl bez umiejętności
latania? Jak czułby się, gdyby jego skrzydła były jedynie nic nie
znaczącą ozdobą?
Wiatr zaśmiał się gwałtownie,
niosąc swe echo w dół razem z ciałem Luhana. Pełne szczęśliwych
łez oczy patrzyły jak jego idealne ciało robi pierwszy krok w
kierunku nowego życia. Nowego świata widzianego oczami motyla,
który... W końcu otworzył powieki, pozwalając sobie ujrzeć
piękno świata zewnętrznego. Jednakże mały motyl w jego sercu
poczuł lęk. Zdał sobie sprawę z tego, że tak naprawdę nie
pamięta jak się lata. Od czasu szybowania w powietrzu minęło
sporo czasu, podczas którego praktyki z początków egzystencji
zanikły w napadach smutku i strachu.
Przerażony i spanikowany motyl zaczął
ruszać skrzydłami, próbując przypomnieć sobie umiejętność,
którą utracił. Chociaż był pewien wygranej, lustro odbijające
światło w końcu zbiło się od jego nadmiaru, ukazując prawdę,
której nie widział. Istnieją pewne rzeczy, które mimo szczerych
chęci nigdy nie wrócą.
Bezsilny Luhan poddał się tak samo,
jak jego wewnętrzny motyl, będący ucieleśnieniem jego osobowości.
W tym jakże krótkim locie znów ujrzał świat takim, jakim widział
go na początku i powinien widzieć zawsze. Niestety wiatr nie cofnie
podjętej już decyzji. Wiatr może jedynie obserwować i towarzyszyć
osobom, które pogrążone w wielkiej rozpaczy...
Spadają w dół.
~Wind~
Sehun wiedział co niesie za sobą
ryzyko, które podjął tuż po oswojeniu się z przegraną. Był
inteligentną osobą, choć z wyglądu mogłoby się zdawać, że
dosyć niekompetentną. Wiele razy wykazywał się sprytem i
mądrością, jednak brakowało mu rozsądku, gdy w rolę wchodziły
uczucia. Nigdy nie myślał wtedy jasno. Pragnął trwać w swoich
ślepych przekonaniach o słuszności wyboru, którą deklarowali mu
kochankowie. Miał ich wielu. Z biegiem czasu rezygnowali z niego,
ponieważ Sehun miał trudny charakter. Bywały dni, gdy swoim
beztroskim uśmiechem przypominał małe dziecko oblepione na buzi
watą cukrową w parku rozrywki, spoglądające z iskierkami w oczach
na zadziwiające atrakcje. Czasami zachowywał się jednak, jakby to
małe dziecko buntowało się i nie czekało grzecznie na dłoń
rodzica, oraz ciepły głos pozwalający na wypróbowanie owej
atrakcji i odrobinę rozrywki.
Mijały dni i miesiące, które
przeobraziły się w lata podczas których Sehun pielęgnował i dbał
o swoje wewnętrzne, wybredne dziecko. Pogodził się z myślą o
posiadaniu niewygodnego charakteru, a jednak ludzie lgnęli do niego.
Może tylko dlatego, żeby zostawić go i uświadomić mu, że jest
nic nie wartym człowiekiem? Nie... Sehun nie mógł tak myśleć.
Dwa miesiące temu poznał kogoś. Był
dla niego wszystkim, tak jak i on również dla swojego obiektu
westchnień. Spotykali się codziennie. Czasami co dwa dni, ponieważ
oboje pracowali. Sehun pamiętał tylko, że budząc się rano miał
przed oczyma widok osoby leżącej przy nim i cicho sapiącej,
pogrążonej we śnie. Liczyło się tylko to, że mógł nadal czuć
dotyk jego ciała, widzieć jego twarz i słyszeć zaspany głos,
ponieważ taki podobał mu się najbardziej. A gdy pora była wstawać
budził go lekkim szturchnięciem mówiąc po cichu, że musi iść i
on także powinien się zebrać. Blondyn nigdy nie odpowiadał nic
innego, jak tylko "Kocham Cię". Sehun pamiętał, że mimo
wszystko cieszył się i wychodził z domu uradowany, a gdy późnym
wieczorem wracał... Jego nie było. Nie było go, ponieważ kończył
godzinę po nim, a gdy i on wracał... Kochali się. Kochali się po
to, by nazajutrz zacząć dzień tak samo. Razem.
Pewnego dnia przyszedł do domu
wkurzony. Nie dostał obiecanego awansu na który ciężko pracował,
bo jego szef dojrzał go z facetem u boku, gdy jego ramiona zamknięte
były w czułym uścisku co znaczyło tylko jedno. Sehun nie
wiedział, że jego szef jest gejem, jednak dowiedział się w
niemiły sposób: wysłuchując od niego łóżkowej propozycji.
Oczywiście odmówił mu i wyszedł z gabinetu, klnąc pod nosem...
ale było za późno. Głupiutki Sehun zwalił całą winę na
blondyna. Obwiniał go za to, że jego szef przyznał się do swojej
orientacji i tego, że Sehun go pociąga.
Ta noc nie należała do przyjemnych.
Jednego kosztowała morze łez i błagań, a drugiego masę
nieprzyjemnych słów wykrzykiwanych w amoku. Ciemna noc pamięta
zakończenie wspólnej historii tej dwójki. Klatka schodowa w
budynku jeszcze nigdy nie słyszała tak głośnego obijania się
kółek od walizki o schody. W czasie gdy sąsiedzi... Jeszcze nigdy
nie spali tak beztrosko, jak podczas strasznego losu tejże miłości.
Teraz cień drzewa chronił go przed
upalnym słońcem, a trawa delikatnie smagała bose stopy narażone
na ubrudzenie. Wsłuchiwał się w szum wiatru i zastanawiał się
dlaczego wybrał go motyl, który nadleciał znikąd i usiadł na
ręce opartej o kolano. Siedział tak i wpatrywał się w niego,
zadając głuche pytania w odmętach swoich myśli. Sehun znał
kiedyś pewnego motyla. Był piękny, a jego lot zdumiewał bardziej
niż widok pokaźnych skrzydeł. Wiedział jednak, że niestały i
psotny wiatr nie może być z motylem. Nie może się z nim nawet
przyjaźnić, ponieważ wkrótce i tak stanie się przeszkodą,
której nie będzie w stanie przefrunąć.
Niesiony niechcianymi wspomnieniami
zdmuchnął go z ręki i przyglądał się jak odlatuje. Jego lot
przypomniał mu o pewnej osobie, którą kiedyś kochał.
On był motylem. Sehun był wiatrem.
Gdyby nie błędy przeszłości, wstałby natychmiast i spotkał się
z nim, by spróbować obalić mit o niemożliwej miłości dwóch
przeciwności. Tylko że... Jego Luhan ponownie nauczył się latać
i odleciał, pokazując Sehunowi, że niegdyś bardzo go skrzywdził,
mimo że nadal go kochał. Dowodem tego jest list pożegnalny,
zawierający tylko jedno zdanie:
"Motyl leci niesiony wiatrem,
który pomaga jego skrzydłom unosić się w powietrzu."
Wtedy Sehun zrozumiał, że mogli być
razem, gdyby nie jego charakter i dziecko wewnątrz o które zawsze
błędnie dbał.